środa, 10 kwietnia 2013

Trylogia dolarowa mini recenzja



Pod kątem filmowym ostatnie dni upłynęły mi na oglądaniu tzw. Trylogii dolarowej. Nigdy nie przepadałem za Westernami i podobnie jak w przypadku filmów dokumentarnych zawsze znajdywałem wymówki na to aby się nie dać przełamać. O ostatniej części z Dolarów pt. "Dobry, zły i brzydki" słyszałem jednak same superlatywy, poza tym nie trzeba siedzieć w filmach, żeby wiedzieć, że ma on miano arcydzieła.
Ok - pomyślałem - spróbuję. Ale przy okazji machnę też dwie wcześniejsze produkcje. Przecież nie zaczyna się od końca.

Szybko zorientowałem się, że zostałem wyrolowany przez reżysera, ponieważ wszystkie części z Trylogii dolarowej mają z sobą tyle wspólnego co nic :). Był to jednak, jak się okazało bardzo miły prank, ponieważ na każdym filmie świetnie się bawiłem i szczerze żałowałem, że nie trwa on jeszcze dłużej - tak przynajmniej z godzinkę. 

Na trylogie składają się:

Za garść dolarów (1964)
Za kilka dolarów więcej (1965)
Dobry zły i brzydki (1965)


Na czym polega haczyk tych filmów? Czemu je się po prostu lubi? 

Ano, dlatego, że są bardzo proste. Nie ma tu zawiłej fabuły, ani nie wiadomo jakich rozwiązań. Mamy dobrego bohatera i złego. Zły - jak sama nazwa wskazuje jest niedobry, więc dobry musi go dopaść ;-). Ot cała historia. Mimo, że na początku wydaje się to banalne, tak sposób w jaki bohaterowie są przedstawieni, dialogi między nimi i walka na prawdę porywa i nie pozwala się oderwać. 

Mi najbardziej przypadł do gustu Dobry, zły i brzydki a to za sprawą genialnych postaci. Mamy tu trójkę gości - odpowiednio, tak jak w tytule, a geniusz ich kreacji polega na tym, że każdego się lubi  i każdemu kibicuje, dlatego końcowe starcie jest bardzo emocjonujące. No i jeszcze TA legendarna scena + oprawa, fani Metalliki będą wiedzieć o co chodzi ;),

Wielkie, nieskończone obszary skąpane w ciągłej jasności, długie pełne emocji ujęcia na twarze bohaterów i Clint w ponczo i kapeluszu na horyzoncie, no czego chcieć więcej? 

Muzyki!

I tutaj też nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Każdy film ma swój charakterystyczny temat muzyczny którym nie w sposób jest się znudzić, mimo tego, że jest on powtarzany przez cały czas. Szczerze przyznam, że słuchałem tych kawałków przed seansami i to był właśnie główny powód dla którego postanowiłem spróbować zasmakować czegoś z rodziny Westernów.

Reasumując
Masz trochę wolnego czasu, chcesz zobaczyć film ale nie możesz się zdecydować? Spróbuj któryś z tych - naprawdę warto. Gwarantuję, że bawić będziesz się wyśmienicie.



Btw. Temat z Dobry zły i brzydki - nowy dzwonek na telefonie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz