sobota, 9 lutego 2013

Kino #4 Django: mini recenzja




Nareszcie udało mi się zobaczyć nowy film Quentina Tarantino. Miałem wielką nadzieję na to, że ujrzę kolejne świetne kino mojego ulubionego reżysera. Rzeczywistość jak zwykle okazała się jednak trochę inna.
Jak zaznaczyłem na wstępie jestem fanem kunsztu Tarantino. Widziałem każdy film jego produkcji i na każdym świetnie się bawiłem. Nie musicie się jednak martwić o jakikolwiek brak obiektywizmu z mojej strony, ponieważ sam Django jak dla mnie wypada.. no cóż.

"Nie porwał mnie" - to chyba najlepsze określenie. Film trwa prawie 3 godziny, fakt ten przed seansem niezmiernie mnie cieszył, ale jednak w czasie jego trwania co jakiś czas (głównie ze znużenia) spoglądałem na zegarek. Główna postać: Django (Jamie Fox) wypada blado, nie zdobył mojej sympatii, podobnie Calvin Candie (Leo DiCaprio) - tu już zupełnie nie rozumiem zachwytów. Siłą napędową filmu jest nigdy niezawodzący Christoph Waltz. Jego rewelacyjna kreacja łowcy nagród skradła cały film. Każda scena z jego udziałem, czy zdanie wypowiedziane przez Krzyśka było rewelacyjnie przemyślane (początkowa scena w spelunie - love it) i to dzięki niemu mogę określić ten film jako "niezły". A szkoda bo jednak oczekiwanie miałem o wiele większe.
Każdy kto zna sposób kręcenia Quentina wie, że ma on tendencje do tego aby poza akcją pokazywać również postacie od  zwykłej strony - na przykład luźne pogawędki ( w stylu Pulp Fiction). Tutaj też była próba wkręcenia tego aspektu i niestety w mojej opinii nieudana. Załapałem od razu o co chodzi, i scenę skwitowałem lekkim uśmiechem.

To co zawsze uwielbiam w filmach Tarantino to soundtrack. On jest nieomylny, na prawdę nie wiem jak to robi, że ścieżka dźwiękowa jest dopasowana idealnie do każdej sytuacji. Na tym polu nigdy nie dał plamy, tak samo było i tutaj. Muzyka w Django idealnie oddaje klimat dzikiego zachodu, i na pewno zagości u mnie na słuchawkach przez najbliższy czas.

Całościowo film wypada średnio. Fabuła, scenariusz mogą zaintrygować, jednak jak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach a ja tych szczegółów zauważyłem jednak za dużo, a pod sam koniec film  zwyczajnie mnie nudził. Może po prostu nie spasował mi gatunek (dawno nie widziałem żadnego westernu), może to nie był mój dzień. Mimo tego poślizgu czekam na kolejna produkcję od QT, z taką sama niecierpliwością, i nadzieją na dobre kino, jak w przypadku czekania Django.

2 komentarze:

  1. Tarantino jest świetny. Film zdecydowanie obejrzę. Bardzo podoba mi się Twój blog. Na pewno będę częściej tu wpadać. Jeśli chcesz to i ty zajrzyj do mnie. Ja również piszę o filmach, ale to tylko jeden z tematów mojego bloga. Pozdrawiam.
    http://namuzowani.blog.onet.pl/
    http://true-villain.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Film siada na końcu, natomiast dicaprio dobrze gra, moja recenzja http://krzysztofk.wordpress.com/2013/05/27/django-tarantino-uzalezniony/

    OdpowiedzUsuń